Ruszam przed siebie, nie zbaczam z toru,
ciernie jagodowych krzewów wbijają się w ramię,
jestem sekwoją po środku boru,
nie zatrzymam się nigdy, nic mnie nie złamie.
Chociaż miałbym iść wiecznie to głowę uniosę,
nie pozwolę się stłamsić słabości.
Gdy upadnę na ziemię i tak się podniosę.
wyrwę się z ramion nicości.
Nie minę się z trasą, mam swoją busolę,
prowadzi do celu i goi rany,
igłą zaszyje przerwaną dolę,
i odejdą stąd niepokonany.
- duuuuuuuuuuuuuuużo czytać!
a pisać?
do skarpety..!