pożarty przez samotność

Yaro

w pokoju na kwadracie 
w cieniu czterech ścian 
łypie  mdłe światło starej lampy

gdyby tak umiała mówić 
o ile spraw byłbyś mądrzejszy


stare pudło gra 
kilka strun

czeka sam

 

posiwiałe życie oblane potem
 rękawem starej koszuli  z darów 
wyciera łzy

 

jak tak można żyć


 w oparciu o własne ego
uczy się słuchać drugiej osoby


ona kocha 
on stacza się na próg podłogę
w dłoni szkło pękło 
 jak serce kilka lat temu
kilka ulic dalej

 

pożera go samotność
 brak ciepła dłoni narzeczonej 


pędzi miastem niczym wiatr 
dotyka murów 
 w kieszeniach głód 
ból ściska  słabe ścianki żołądka

 

pozamiatany wplątany w nałogi
ofiara od  życia po alkoholu 
oddaje pokłon swym bogom 

 

nikt nie pamięta że taki poety los 
salony najgorzej obskurny bar

na skwerku

śmietnik noc spędza  czasem

okryty brudnymi myślami szarym kocem

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 23 sierpnia 2016
anonim