Gehenna

Yaro

niełatwym bywa życie
twarde

 suszą spalona Ziemia

której
nikt nie zaorze

nikt nie zasieje
nikt  nie zbierze plonu

 

piękne bywają chwile zatopione w umyśle

jak owad w bursztynie


w pocie czoła

w trudzie dnia 
we łzach bólu krwi na czole
od świtu do wieczora

 

prześladuje  zmora pierworodnego grzechu
wygnani z rajskiego ogrodu 
skrywani pod skrzydłami Aniołów 
objęci ramionami Boga

jednak
nieposłuszni słowu ciekawi pyszni chciwi
węże w oczach 
w dłoniach pełnych nienawiści 
uległość złej siły 

ułomność postawy człowieka 

karą

praca w pocie czoła 
każde narodziny w bólu
objęci cierpieniem znosząc niepowodzenia

 

do każdego jarzma ucisku przyzwyczajamy się 
mówiąc już dobrze 


nieposłuszni słowom Boga 
gardzą Bogiem
modląc się do bałwanów obrazów
czynią zło nie szanują bliźniego
ani żadnej rzeczy która jego jest 

 

Jezus czeka na powrót do domu
jak ojciec czeka na dzieci gdy późny wieczór 
raduje się na głosy śmiechy ukochanych
największe skarby cuda radość życia 

 

zmieniamy się zmienia nas świat 
bezduszni obojętni na ból cierpienie
zanurzenia w domach oddajemy się uciechom 
klikamy internet rozmawiamy na portalach
na co dzień wystraszeni jednak popularni

 

zmieni się życie


człowiek przepadnie z całym luksusem 
zapomniani zagubieni niezapisani

prawda skrywa się w życiu każdego z nas 
życie walką wewnątrz ducha

każdy dzień walką 
ciemny czas zatopiony jak Atlantydy brzeg


gdzie ten korab

gdzie ten dom

gdzie te równiny 
gdzie jest miejsce dla ludzi takich jak my

 

wybieram drogę którą pójść mogę
czy dobrze na końcu podróży się okaże 

 

podsumowanie krótkie na niczym mi nie zależy
czekam słów pocieszenia że gehenny już nie ma

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 31 sierpnia 2016
anonim