pchnął los
rzucony w objęcia przestrzeni
dal sina dal
jak z gniazda młody ptak
wyfrunąć
napełnione płuca
nadzieja że w końcu się uda
nigdy nieosiągalny cel
widoczny horyzont
złudny znak a jednak to miłości
tutaj zawsze czegoś brakuje
za wysoko za długo
może ciebie
słodko gorzkich słów
ciepła dłoni
długich włosów pachnących nocą
wplątanych palców pomiędzy
guziki na wysokość piersi
teraz
gdy Księżyc zagląda bezwstydny do okien
sen zabiera gdzieś w nieosiągalne miejsca
marzenia krążą oklaski dłoni jak skrzydeł trzepot
zatapiam się odrywam od świata jak ptak
odpływam nie z tobą lecz z Morfeuszem