królowie

Yaro

tą samą drogą szły miliony

w samotności codzienności

upływał dzień

ubywało wody w dzbanku

pragnienie nie do ugaszenia

zbrodnia i kara

nie narzekał   nikt 

szli w ciszy w strachu 

owinięci lękiem na sercu

ciernie oplatały skronie

niby królowie w koronie

 

komory nie w sercu

komory pełne płomieni 

nie  nadziei żar zatykał nozdrza 

dym w kominie

 

 droga kamienna wyrastają czaszki białe

krok za krokiem

łza zabarwiona krwią

 

 w sercu z Panem Bogiem 

nie wszyscy posłusznie szli

wyzywali sprzedawali przyjaciół

żegnali świat czuli bat

 

ściana wyłożona kulami 

szara jak mgła mokra od krwi i mięsa

ludzie ludziom demonami za dnia 

 

w domach kochający rodzice

znieczulica wychodzi na ulice 

Yaro
Yaro
Wiersz · 4 września 2016
anonim