nazywam rzeczy po imieniu

Yaro

poznałem ludzi 
bywałem  gościem 
jadłem

piłem wódkę 
z oceanów
z wanny
z rynny
skąpany w alkoholu

 

nieważne

każdy pił

lub nie pamięta 
bo zabrania mu 
religia
zbór
sekta

jednako
wszyscy  kończymy o świcie 

 

piłem piołun gorzkich słów 
kroczyłem  ciemnościami losu

zatracałem się w idei 
chorego ambicjonalizmu 
nadęty w emocjonalizmie 

 

wracałem do domu 
 ciepło wyczuwałem z daleka


żona witała włóczęgę 
smród spoconego wieprza 
oczy wybałuszone 

one umiały kłamać 

 

ludzie fajni

kochani
szkoda

 wielu błądzi 


nie szukając pomocy 

odnalazłem się w chorobie
dziesięć lat niewoli we własnym ciele
nie życzę nikomu

chwil utopionych w wieczności


walka  nieustanna

 dzień i noc 


jest dobrze okey 

 

bez Boga sprawa nie staje się błaha


szalej za młodu wracaj do domu
kochaj

mów prawdę 
nie spowiadaj się nikomu

nikt ci nie podpowie

jaką wybrać drogę

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 2 głosy
Yaro
Yaro
Wiersz · 7 września 2016
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Zero zakłamania, pozy, pięknoduchostwa, schlebiania czytelnikowi i sobie.

    · Zgłoś · 8 lat temu
  • Yaro
    dzięki .pozdrawiam:)

    · Zgłoś · 8 lat temu
  • Yaro
    oki..

    · Zgłoś · 8 lat temu
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    'wszyscy kończymy o świcie' .....

    · Zgłoś · 8 lat temu