pamiętam
rzadko odwiedzam to miejsce
cały czas mówię
bez odpowiedzi
cisza boli
dlatego zapalam ogień
ogrzejemy się w milczeniu
zmówię modlitwę
zaśpiewam psalm
nie wiem czy lubisz
tak blisko siebie
przez lat sześć
skleiliśmy jedno zdanie podrzędnie złożone
pamiętnego poranka
zapukała śmierć
potrzebowałeś pomocy
żona zapłakana
nie umiałem ratować
zostałem sam z myślami
ty odleciałeś
jak ptak
jak paw
dumny
schowany do urny
czasem cię odwiedzam
myślą zawsze
gdy wieczór zasypia
na balkonie
wychylę się
czy krzywda nie zagląda do okien
twoich ukochanych dziewczyn
pamiętam jak zapomnieć
nie potrafię
"czasem cie odwiedzam" - z lyterufkom
Z daniem bardzo dobej oceny poczekam jednak do momentu, aż wyklarujesz ten oto fragment:
(...)
potrzebna pomoc wysłałeś po mnie żonę
nie umiałem ratować sam chorowałem
zostałem
ty odleciałeś
(...)
Oczywiście zrozumiałem treść, bo chciałem zrozumieć, niemniej jednak sekwencja: wysłałeś-umiałem-chorowałem-został... powoduje niezamierzony galimatias.
Poszukałbym nieco innej zabudowy wersów, a może napisałbym krócej, nie roniąc absolutnie nic z meritum (tu przykład, nie konkretna propozycja):
(...)
potrzebna ci była pomoc
sam chory nie umiałem ratować
odleciałeś
(...)
Prócz tego nie rozumiem tych określeń:
1. Spacerniak - to więzienny wybieg, podwórze?
2. Wychylić garba - wypić flaszkę? setę? wypić z gwinta?
Nie podobają mi się takie lumpenproletariackie określenia, nie bardzo pasują... albo pasują, tylko tacy czytelnicy jak ja nie pasują, bo nie są adresatami tych utworów:)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
jeśli miałbym wybierać, to wolę taką wersję