niebo spadało na głowę kropla po kropli gruda po grudzie wybijało
na twarzach rytmiczne grymasy grad deszcz i zimno przeciągały myśli
wszędzie i nigdzie
nie było miejsca na ochronę rozkład jazdy zupełnie
rozregulował się listopadem drzewa
gołe jak prawda z gazet na widoku
w półprzymkniętych powiekach wiaty przystankowe
przeładowane całe feerie oczu zmarszczone byle jak
byle tylko zwiać z podniesionym kołnierzem z tego p***lacu
na rozdrożu choć to centrum akurat wyszedłem z podziemia
z tunelu i nie zdążyłem (jak zazwyczaj) nazwać go przełykiem miasta
(za mocno dostałem w pysk twardym i ulewnym niebem
wywiany z rozsądku) byle tylko
schować się byle zwiać choćby z wichurą wyrywającą czapki
z głów w pochyleniu wymuszającą pokłony tam i z powrotem on
dreptał trochę jak pingwin w ufajdanych spodniach trudno było
odróżnić kolory bo widok był jak film czarno-biały trochę w tempie
po-klatkowym w przeskokach przedzimia on dreptał od człeka
do człeka odrzucał widokiem nieczystej kurtki i dziurawymi
trampkami miał brodę i wąsy rozczochrane i niemiłosiernie
pozlepiane brudem chwilę przystawał
przy wiacie stłoczeni zaczynali się rozrzedzać odchodził bo trudno
nie słyszeć nakazu
'od***ej***dź***źźź śmierdzie***lu**lu" trafił we mnie
wpadł mi w oko i między uszy gdy akurat pokazywać zamierzałem
plecy w drodze
do miejskiego przełyku gdzie mógłbym przeczekać prossz-prosz-
prosz-pan-na-
"co-słuch-cham-co" (nadal plecami ale przystanąłem)
prosz-prosz-prosz-pan-na-bo jest zi-mmm-no
"no" no i prosz-pan
ja tu niedawno i puszki inni tacy z innych miast wybierają i nie
starcza nie dla mnie a jeść i w ogóle nic ja zawsz-o-fiara-losu
i kopią i biją i te jakieś grosze prosz-pan miałem coś w kieszeniach
ale było zimno więc przeprosiłem zza pleców
brakiem drobnych byle jak najdalej zgłodniałem
i wpadł mi w oko
niedaleki m---leczny bar-rrr tam ziąb
przeczekałem i zjadłem można było na moment wyrównać myśli
wersy i słowa siadłem przy szybie i przełykałem widok z przystanku
nadal go przybliżało i odrzucało od tłumu spod wiaty i okolic a mnie
obiad smakował zamówiłem kawę byle tylko zwiać z widzenia tego placu
na rozdrożu choć to centrum akurat autobusy podjazdowo
zaczynały rozrzedzać tłum spod wiaty i okolic a on dreptał
jak pingwin bo spodnie na nim wisiały wybitnie za duże zza szyby
byłem z tłumem większością społeczną
choć daleko i bezpiecznie na uboczu kawa się skończyła wróciłem
by doczekać mojej linii w stronę własnego łózka on nadal
podchodził do tych którzy zostali prosz-pan prosz-pani-pusz-ki--
-inni-biorą- a ja jeść bo
ofiara losu zamknąłem oczy by sumienie mogło spać
(wgrałem się w koncert przedzimia w niedozjesienności na grady wiatry i ulewę
które nie dają łzom szans na jawność rytm mnie wciągnął
w przymrużenie)
melodię zamkniętą w nawias urywały kolejne autobusy nadal
nie dla mnie on dreptał
nad śmietnikiem prawie się kłaniał albo słaniał w końcu wyjął
wymięty niedogryziony kebab w papierze i tam
schował twarz ponownie się wgrałem
w koncert przedzimia (w prywatny nawias) na grady wiatry i ulewę przymykając myśli
ucieczką od niedoczekania na chwilę otwarłem oczy i spojrzał
na mnie ufajdany ubabrany sosem i resztkami mięsa na brodzie
na wąsach
i na czubku nosa podjechał mój autobus byłem już prawie
na stopniach wróciłem i pobiegłem do niedalekiego kiosku
kupiłem trzy paczki chusteczek jednorazowych a on dreptał
w stronę miejskiego przełyku musiałem podbiec wciskając mu
w kieszeń chusteczki i dobrą radę "otrzyj się po twój wido---k*** od***rzuca"
podjechał kolejny autobus wsiadłem
na chwilę wierząc w spokój
sumienia zacząłem porównywać cenę chusteczek
z bułkami zrobiło mi się niedobrze zza szyby rrrr-
-r-ozjeżdżał się widok kościoła
wysiadłem
wbiegłem by uciszyć porównywarki cenowe
nie mogłem patrzeć na Ołtarz litery zaczynały
rosnąć według zasad schowałem się w ubocze
kątem oka Weronika ocierała Oblicze w kolejnej części
Drogi do Celu
nie mogłem płakać mięso mi się z sosem jedynie na oczy
i na gardło i język narzucało choć już było daleko
w głowie plamy sosu z tamtej brody
czas mnie znów ominął
szansami na Twarz o właściwej porze
i właściwym gestem dostałem w pysk
twardym i ulewnym niebem
mięso od słowa do słowa na głowę sypało się
jak popiół ja
nie miałem chusteczek
nie dotarłem
...i nie wiem, czy to ma znaczenie, że bardzo...