mój karabin

Yaro

błogosławi kapelan moją giwerę
proszę błogosław i pestki

każdy nabój to czyjeś życie


panowie życia i śmierci 
sprzedają nienawiść 
na krawędzi życia i śmierci

 

nie umiemy się dogadać 
 nie my lecz ci na górze 
przecież diabeł im wmówił

że są bogami


wierząc w to szukają

biednych chłopaków
mówią że tak trzeba

celować prosto w czoło

pukam się po głowie po co


wmówili że 
każda wojna niesie pokój 

ile trzeba ofiar by krwią napoić bestię
wymierzony kolimatorowy celownik
nie mam sił biegłem piętnaście lat


karabin zgnił amo trafił szlag

każdy nabój to czyjeś życie
panowie życia i śmierci 
sprzedają nienawiść 
na krawędzi życia i śmierci

 

mieszkam koło lasu

w drewnianym domu


 zapraszam wszystkich przyjaciół i braci nieprzyjaciół 
świat jednoczę ten podzielony się rozgośćcie
inteligencją twardych głów żydowskich pomiotów

dobrze nam tutaj wesoło a na górze znów brakło rosołu
nam nie brakuje miłości i odwagi by chwalić Boga

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 2 października 2016
anonim