jesienią wieczorami włóczy się straż miejska

Yaro

przy sklepie koleś nie obieca nic kobiecie
w dłoni z winem prostuje nabijane papierosy 

tak zwane robokiepy


dzień wcześniej 
nie martwi ich świat co zasiał wiele nieszczęść 
daleko od rzeczywistości

bezlitosnej niedoli 


w domu nie czeka na nich nikt 

ani chłopak ani dziewczyna 
matka zmarła

ojciec daj spokój odszedł dwa lata po ślubie
nie pamięta tego 

 co mu po tym 

 

 popij mlekiem za późno

ale gówno 

 

na ławce w parku przy ulicy Zjednoczenia 
staruszek z białą staruszką może wróżką
patrzą nieśmiało na zmarszczone dłonie
opowiadają o bólu napotkanym na alei życia 


on ma dwie córki w Ameryce

ona syna w Warszawie 
nie widzieli dzieci  wnuków od lat 

nikt o starości nie pamięta 
jedynie las gubi liście

zawsze o tej porze


straż miejska szuka potknięć pilnuje kupek zadbanych piesków 
ładnych kobiet

i źle zaparkowanych mercedesów 


aleją przyozdobiona jesienią

idę 
mam nadzieję że czas zabierze nas wcześniej 
choć ciekaw jestem

dalszej drogi przede mną 

 

która wije się jak wąż jadowity 

pokazując zęby

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 25 października 2016
anonim