W przededniu chaosu i apokalipsy

Tina Landryna

Były długie i krótkie, chude i grube lata.

Smak imbirowych ciasteczek mieszał się z wypiekami sąsiedzkiej nienawiści i przyjaźni.

Nad nami wirowała zachłanność, szybująca i spadająca na przemian dobroć i wiara z jej brakiem.

Klepsydra wymierzała czas stracony.

Pod słonce, kiedy patrzyliśmy różowy wycierał się a jego brak zwiastował nadchodzącą niepewność przed nieznanym.

Żyliśmy i kochaliśmy, również nienawidziliśmy braków i niedostatków, które dręczyły nasze rodziny.

 Rodząca się niepewność w każdym zakamarku naszej doliny przypominała o kataklizmach tych, które męczyły poprzednie pokolenia i te, które dopiero nadejdą.

 

Wieś w rozsypce, niepoukładana.

Ujadające psy i suki szczeniące się na wiosnę rodziły nowe mięso armatnie.

Wojna ekonomiczna, ekologiczna, biologiczna i atakujące zewsząd bomy informacyjne.

Dezinformacja była na porządku dziennym.

Stanęliśmy w przededniu chaosu i apokalipsy.

 

Wirując jak derwisze spadaliśmy z cokołów własnych wyobrażeń o lepszym jutrze.

Migotające i pulsujące światło chaotycznie rozdrażniało nas coraz bardziej.

Cierpieliśmy niepewność.

Nasz gaj, w którym  nasi pradziadowie osiedlili się stał się gorejącą i niepewną przystanią jedynie na chwilę.

 

Tina Landryna
Tina Landryna
Wiersz · 4 listopada 2016
anonim