Mokrą ulicą gość chudy się przechadza.
Ubrania na nim jak na wieszaku wiszą wygodnie.
Jemu to jednak nie przeszkadza,
że oglądają się za nim zmoknięci przechodnie.
Sama skóra, kości, mięśni zbłąkana odrobina
lekka jak piórko, więc wiatr czasami porywa toto.
Po prostu szczupły jest (no, ... chudy). Czy to jego wina,
że je wtedy, kiedy chce ... ale z ochotą ?
Przeciska się pomiędzy kroplami to nijakie ciało.
Niewiele moknie, dźwiga krztynę ciężkości.
Obżarstwo daleko w tyle za nim zostało.
Same zalety, więc trwa od dawna w chudości.
Mokrą ulicą gość chudy przeszedł się bez wytchnienia.
Tajemnicza postać zanurzyła się w bramie radości
swojego płaskociałego (z pozoru) istnienia.
I wcisnęła się skutecznie w wąskie ramy nierzeczywistości.
marzec 2000
Grzegorz Cezary Skwarliński
Wiersz
·
9 marca 2000
-
SARSStary daj sobie spokój ok.
-
zuzannabardzo dobry wiersze, na prawdę mi się podoba.