Mimikra

silva

po kolejnej wylince niepojęta obfitość liści

od palczastych przez maczugowate po lancetowate

 

ich faktura jest jak linie papilarne

misterne układy żyłek naśladujące

rybie ości lotkę gołębia siateczkę na motyle albo wachlarz

 

w królestwie szelestów snuje się swojski zapach ziołowej herbaty

 

klon najwyraźniej gra w mimikrę

pieczętując ziemię tysiącami dłoni

na każdej żyłkowanie staje się zagadką dla chiromanty

a kłujące wyrostki są niczym kotwice w powietrzu

by dryfowanie i taniec wirujących derwiszów trwały dłużej

  

na maleńkim sercu które bez uronił

ledwie wyczuwalne kreski jak na piórku

 

może to brajl natury by pozwolić

widzieć jej cudowności także

opuszkami

silva
silva
Wiersz · 5 listopada 2016
anonim