W Markowej

silva

darzyło im się pięknie

pojona miłością ziemia odpłacała w trójnasób

nawet morwy widząc użyteczność chętnie karmiły jedwabniki

 

wyblakłe fotografie przechowały szczęście

 

pomóc nie pomóc
przecież napisano by głodnego nakarmić choć

człowieczeństwo mogło wtedy kosztować wszystko

wystarczył jeden donos a dom utracił moc azylu

Bez bucików na mróz, jak tak można?

Gdzież mnie do Abrahama, ale ufam, że się nad nimi ulitujesz.
chcę wierzyć że nie zdążyli usłyszeć kolejnych strzałów

Stasia Basiunia Władzio Franuś Antoś i Marysieńka
uderzali o ziemię jak gołębie zestrzelone przez zwyrodnialca
najdłużej umierało to chronione
w świątyni brzucha

na dwa kopczyki ciał sypały wielkie płatki śniegu
niektóre wpadały w otwarte krzykiem usta
jak maleńkie hostie

ziemia Ulmów stała się ziemią Uz
ale bez szansy na
odnowę

silva
silva
Wiersz · 1 grudnia 2016
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    Ja Jakoby
    O zbrodni w Markowej napisano już dość sporo tekstów. Ten należy do tych poruszających, nawet jeśli niektóre środki poetyckie zostały już użyte. Szczególnie mocno działa na mnie końcowa część wiersza od słów

    „najdłużej umierało to chronione
    w świątyni brzucha”

    i dale, aż do końca.

    Część poprzedzająca zacytowany fragment przypomina bardziej artykuł niż wiersz. To nie jest zarzut. Myślę, że tutaj nie można „przemetaforyzować”. Jednak brakuje mi czegoś. Nie wiem czego? Może wyjścia poza tekst, zderzenia z inną, bardziej współczesną tragedią?

    Pozdrawiam.
    Niezalogowany Ja Jakoby.

    · Zgłoś · 7 lat
  • silva
    Ja Jakoby, dzięki za poczytanie i sugestię. Tu już jest wyjście poza tamto wydarzenie, ziemia Uz odsyła do Hioba. Pomyślę nad tym, co podpowiadasz.Wprowadziłam wypowiedź Józefa nawiązującą do Abrahama. Pozdrawiam.

    · Zgłoś · 7 lat