darzyło im się pięknie
pojona miłością ziemia odpłacała w trójnasób
nawet morwy widząc użyteczność chętnie karmiły jedwabniki
wyblakłe fotografie przechowały szczęście
pomóc nie pomóc
przecież napisano by głodnego nakarmić choć
człowieczeństwo mogło wtedy kosztować wszystko
wystarczył jeden donos a dom utracił moc azylu
Bez bucików na mróz, jak tak można?
Gdzież mnie do Abrahama, ale ufam, że się nad nimi ulitujesz.
chcę wierzyć że nie zdążyli usłyszeć kolejnych strzałów
Stasia Basiunia Władzio Franuś Antoś i Marysieńka
uderzali o ziemię jak gołębie zestrzelone przez zwyrodnialca
najdłużej umierało to chronione
w świątyni brzucha
na dwa kopczyki ciał sypały wielkie płatki śniegu
niektóre wpadały w otwarte krzykiem usta
jak maleńkie hostie
ziemia Ulmów stała się ziemią Uz
ale bez szansy na
odnowę
„najdłużej umierało to chronione
w świątyni brzucha”
i dale, aż do końca.
Część poprzedzająca zacytowany fragment przypomina bardziej artykuł niż wiersz. To nie jest zarzut. Myślę, że tutaj nie można „przemetaforyzować”. Jednak brakuje mi czegoś. Nie wiem czego? Może wyjścia poza tekst, zderzenia z inną, bardziej współczesną tragedią?
Pozdrawiam.
Niezalogowany Ja Jakoby.