opuszczone gałęzie niczym ręce matczyne
w dłoni rozkwitają pąki na spękanej skórze
wiele by opowiadać przecież widać zdobi je czas
zmartwienia radości wesela odejścia rozstania i powitania
serce kołacze w klatce piersiowej otwórzcie drzwi
nie domykajcie by miłość mogła się przecisnąć
jak wędrowiec po trudzie dnia przed zaskoczeniem zmroku
spragniony snu szklanka wody kilka słów
opowieści snuć i szybko usnąć
obrodziły w sadzie jabłonie
nasze matki nie są gorsze od kwiatów jabłoni
bujne zadbane zapracowane nie oszczędzane przez uroki życia
wychowały nie jedno dziecię
wnuczęta plączą kiedy babcie zobaczą
stary sad obradza od kilku pokoleń
nie skąpi owoców i cienia nie żałuje
dziadek przysiadł w zadumie zapalił fajkę
co dalej gdy opuszczą sad
młodzi uciekają do miast na wsi cicho usypia czas
słońce nad horyzontem czerwone markotne
nie pragnie snu chciałoby zostać a tu brakuje tchu
jesienią w sadzie zając skubie korę
wiosna powrócą pszczoły jabłonie zakwitną myśli w głowie
obrodzą jabłkami mekintosze championy papierówki które lubię
wracam do sadu nie raz wystarczy że zamknę powieki
zanurzę się w ciszy przywołam zapachy tamtych lat
szkoda kornika zająca szkoda pozostały ciekawe historie i opowieści
szumi sad wiatr śpiewa piosenki porusza gałązki
zamknięci we wspomnieniach stajemy się dziećmi