I
Obiecałem wczoraj, że wspólnie nagich nas zważę,
zaraz potem gdy obcy reflektor majaczył we mgle;
Dźwigam wciąż mimowolnie mą nadwagę cielesną,
a ty mi tylko forma, błysk w odbiciu drewna, określenie niejasne.
Spadł przed nami pierwszy śnieg, na ptaki płachta wodna
podnieś dla mnie palec zanim snu nie zdołam dosięgnąć.
Tkwi na nas chłodu okrutny garb, morko pod łóżkiem, kapie śluz z miski pachwiny
podnieś dla mnie nogę i trzaśnij drzwiami zanim wdepną tu cyganie.
Twój pierwszy głos, zimny, wypłyń ze źródła pierwszą wodą
a zważę nas i głową rozbiję; To wszak waga mojego uczucia,
szalem osiądzie na mnie ten oddech pierwszy, czysty.
II
W co nie wierzyłem, teraz oświadczam: Jest takie miejsce
na zimnym ciele kobiecym, gdzie tłuszcz tuli mężczyznę bezpiecznie,
paruje za to zimny język poety, co myśli że światem rządzi wiosna.
Jest ciebie tyle, jest ciebie za dużo, można by babcię drugą z tego uformować
rankiem bałwana przed klatkę postawić, stalaktyk wbić między oczka
postawić na podwórzu, przedstawić biegającym na placyku maluchom.
Niechże posadzą na ciele nagim warzywa, posilą, uformują, nam wystarczy ta grudka
To wszak waga twojego uczucia, spłynie po tobie gładko ten śnieg pierwszy, czysty.
Niechże stanę się byś dla innych stała się faktem, usłyszała mój gwizd na naturę,
wraz z pierwszą wiosną pierwszy przecier miłosny dla nas na ludzkich dłoniach przyniosła.