widzisz wypełenie miasta
wiecznosć przytłacza pustkę
murami
zmieszany jestem
zbłądzony winem
nie pamiętam o tobie
przez chwilę
Potem lecimy
ptaki daleki słońca dzieci
miliony lat odległych planet
przestały się licyć
przestrzeń jest moim wołaniem
moim dniem po długiej nocy
czekanej w ceirpliwości
wypalone ślady na ścieżkach
żelazne zasady złamane
leć, leć, leć
lekko
bycie niewinny
leć, leć, leć
nieblisko dalekość
niedaleko szczęście
spod skrzydeł falujesz
rozpieszczona młością
unosisz moje nielatanie.