dotyk tysiąca świec
najkruchszy gest, płatek po płatku
zręcznie otwiera jak wiosna
półprzymknięte powieki
tańcząc cieniami pod oka spojrzeniem
tańcząc językiem ognia po policzku
tańcząc płomieniem na oknie nocą
zwęglonych oczu czuły wzrok
cisza słów zamkniętych w echo
kreślonych liter przez ostrze stalówki
na miękkim papierze dłoni
na drogach mlecznych, gałązki bzu
na które zmęczone, bez znaczenia
wyszły chwiejnym krokiem przez okno
niosąc mnie dokądś oszroniałe
włosy spuszczone na świat
w powłokach powietrza
światło świecy się załamało
falując w kącikach ust
amarant wyblakły przez ciągłe
opady kryształków śniegu