przed lustrem spowiadam się ze zmarszczek szukam prawdy
co wykropli ze mnie łzy na brwi wyciskam cytrynę kap-
-kap-kap czekając smakowitych widoków o-o-o-raz-co-raz-co-po-ra-z szukam
szczypiących dowodów na to
że mi odbija
całkiem widocznie
i dotykalnie choć to trudne
z kwasem na źrenicach
schowanych pod wykrzywioną powieką odbija mi bo smak
w tym momencie mogę uratować
od zapomnienia zlizując kurz
z tafli lustrzanej po omacku i aby wypluć głos
z szumem słyszę
dźwięczę i wpadam na nowy trop wypadałoby poszukać między po-
-między rzęsami wywalonego na całą pełnię języka a potem
się się się
się w to
wgryzać w brew
ozorom (jeśli się to uda wyćwiczyć
i opanować do perfekcji akrobacją zamkniętych oczu
nie mając całości w perspektywie nosa o włos) albo życzyć
sobie wiecznej METANOL-iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii z pierwszego miejsca
zakończonego w OH (mam niedosyt przeciągów
ale jak tu dotknąć nawiasem mówiąc w zamknięci-ach-chach-
-ach) nie widzę
wyjścia
innego
niż
wodorotlenki
bo co pozostało musi być
jakaś chemia albo puenta
co pogrozi skutkiem parzącym zupełnie
pamiątką śladów na skórze którą potem
zdejmie się
jak maskę kawałek i skrawek
po skrawk-ach i kawałk-ach
o wiele wyraziściej niż wróżby
w następstwie odrywanych płatków
z bukietu
ku mięsistym i nerwowym widokom
w zakończeniach
ach idę po węgiel by zacząć
rysować
organiczność ograną w za-za-kresach