są mieszkania pachnące zmarłością i kurzem
starymi kobietami o kanciastych dłoniach
z sufitu spoglądają niewidzialne oczy
strażnicy moralności lękający się młodych
są mieszkania jak drzewa - w gałęziach śpią koty
mroźne niebo się sączy błękitem i stalą
przez ołowiane ramy pozbawione liści
słońce wpada ukośnie między rzędy murów
są domy-gniazda i domy-przeciwlotnicze schrony
wykładane kafelkami sypialnie z metalu
przykute do łóżka lęki prane z samotnością
w jednej dziurawej balii o barwie żelaza
w korytarzach śpią światła te duże i groźne
albo te delikatne które umierają
zanim zdążę policzyć drobinki kurzu w powietrzu
zanim zdążę poczuć że znów jestem w domu
szkoda, że już nikt ciebie tutaj nie czyta