daj mi panie patrzeć w okna
na ogniska zwykłych domów
kiedy idę okutany smutkiem
chwycę trochę ciepła przez szkło
z każdym krokiem o tyle bliżej
o ile dalej od otwartych drzwi
miasta betonem kradną światło
wspólnot ściśniętych ścianami
spod szaro malowanych powiek
co mierzą wolność łańcuchami pił
mam dosyć drgań wiaduktów
kołyszą się w rytm pustki
krzyczą wiatrem we wrakach
zabiliśmy wszystkie drzewa
w kanałach ptaki bez skrzydeł
z tęsknoty gryzą kable
oto cudowny świat
odrodzi się tak czy inaczej
kiełkując przez pęknięcia
słońce wkradnie się pod pył
a jakaś nowa Lucy
wyprostuje grzbiet