rozpięty pomiędzy życiem a śmiercią
otoczony nagrodą i karą
pośród namiętności i grzechu
między brzydotą a pięknem
cisza boli przed szkwałem
szkicuje kłębki myśli na płótnie
szaro za oknem wiatr tłucze o szkło
niedomknięte drzwi skrzypią
palcami dłoni ściska garść popiołu
nic więcej po nas nie zatrzymamy
trawa niegdyś zielona dojrzała
zapach siana rozciągnięty po łące
palące słońce i czerń w cieniu lipy
zasłaniał oczy ściskał powieki
wyświetlał obrazy wspomnień
dzieciństwo czas zabawy
beztroskich chwil
gdy podnosił powieki widział
straszny autystyczny świat
drapanie paznokci po szkle
zapach potu
przechodzony beżowy sweter
skręcał słowa w gardle
od środka zaszczuty
umierał z każdym dniem
szary to świt gdy budzi cię
i nie możesz dalej śnić
w jej oczach głębokich jak kosmos
widział miłość
dziś mówi na nią obojętność
popija tabletki przegotowaną wodą
znikam cicho głos w oddali