przepaście szczerzą kły
ścieżka niczym lina a we mnie nic
z nietzscheańskiego linoskoka
nogi owładnęła bezsilność
następnego kroku nie będzie
gonitwę smętnych myśli karmi
goryczka karpacka jej dzwonki nie próżnują
kosówka już usłała madejowe łoże
wszystkie szczeliny między kamieniami
odwzorowują koślawe cienie z Grabarki
słychać pukanie do drzwi umysłu
puk puk jestem bliżej niż ci się wydaje
i wtedy pojawia się on
idzie skacząc po górach choć wsparty o kule
wraca znad Czarnego Stawu
pokazuje mi samotną szarotkę przyklejoną do skały
więc i tutaj czeka maleńka dobra gwiazda
nieśmiałe piękno daje impuls
idę dalej jakby się nic nie stało