Ułożyłem wiersz bo nie mogłem
Spać
Ale go nie zapisałem
Bo nie chciało mi się wstać
Po notes
Był jeden sposób żeby
Zasnąć
Ale myśli uciekały dokąd indziej
Tam gdzie już tylko one
Mogą być
Przypomniałem sobie tę
Kobietę
Z kawiarnianego ogródka
Jej blade nogi i wściekle czerwone paznokcie
U szczupłych dłoni
A między nimi dymiący
Papieros
Wkładała go do ust i wyjmowała
Jak fallusa i zostawiała na nim
Ślady szminki
Jakże musiała genialnie
Smakować
Wyobrażałem sobie że ją całuję
Zwaliłem konia
I się spuściłem
Rano obmyłem fiuta z zaschniętej
Spermy
I włożyłem świeże slipy
Planowałem zasiąść do pracy
Ale mi się nie chciało
Powtarzałem raz po raz ten
Wiersz
Żeby go nie zapomnieć
Nie mogłem go spisać
Przeszkadzało mi słońce
Wieczorem otworzyłem butelkę
Wina
Najebałem się i dopiero mogłem
Utworzyć nowy dokument w którym
Spisałem wiersz
Zmieniłem w nim tylko jedno
Zdanie
Bo to stare w głowie brzmiało lepiej
Niż kiedy je zanotowałem
Napisałem jeszcze dwa wiersze