tamtego dnia byłem prawdziwie wolny

Przemek Trenk


usiadłem na wzgórzu w cieniu sędziwego dębu
przyszedłem tu, by patrzeć na zachód słońca nad miastem jednakowych brył,

myślałem o samotności mieszkającej w domach starych ludzi

 

przyszedłem tu, aby ukryć wilgotność oczu
ja pustelnik uciekający przed sobą samym
włóczęga szukający sensu istnienia w kamieniu
kontemplujący chmury

 

koło mnie wyrósł tulipan w kolorze krwi
emanacja życia, świętość zamieszkała na wzgórzu
jakże cię kochałem, kwiecie zrodzony z boskiej miłości

 

kochałem korzenie drzew, pędy bluszczu, z dala
od brudu codzienności, pyłu obcego dla mnie miasta
jakże kochałem porzuconą puszkę po piwie z pordzewiałym językiem

 

kontemplowałem szum trawy, jej wilgotność, każde źdźbło,

swoje istnienie i piękno tulipana, chwytając ostatnie promienie umierającego dnia,

wolny umierałem z nim

 

 

 

Przemek Trenk
Przemek Trenk
Wiersz · 23 kwietnia 2017
anonim