Każdego ranka rozpoczyna
to samo. Kopie trzy razy w samotne
drzewo jabłoni, stojące w ogrodzie.
Stały hałas. Kładziesz drżące dłonie
na jego policzkach. Atmosferę przerywają
wytłuszczone fragmenty Psalmów.
Twoje ślepe patrzałki zawsze wywołują w nim
krzyk i zaczyna się — psy sąsiada ujadają
albo umierają — wyścig płaczu.
Atramentowa ciemność kładzie ludziom
na oczy bez powiek ogień. Jabłoń
rodzi spokój. Następnego ranka budzą się,
patrząc na to same stare, opuszczone drzewo.