rysuję jej postać
zachwyca mnie podobieństwo jej ciała
do materii wszechświata
jej ziemskie rysy
lekkość poruszania się w świecie słowa
lekkość bytu jakby kosmologicznego
i nag;le wybucha jak Supernowa
oślepiającym światłem
by za chwilę zgasnąć
ostatni promień
na rozjaśnionej twarzy
dotyk ust
i dłonie bezczelnie wędrujące
pod sukienkę
cichy szept
"nie zabieraj ich, niech błądzą"
odbija się od ścian
mojego w niej atelier
i tylko dusza w swej formie przejrzystej
afirmuje czerwonym światłem serca
czy kocham?
jeszcze nie wiem ale...
gdy malowałem jej postać
mój anioł stróż
co wpadł na szklaneczkę whisky
zadał mi pytanie
"dlaczego malujesz ją tak, jakbyś chciał się w niej schować?"
ja wiem a Ty druhu
domyśl się
wszak jesteś istotą zbudowaną jak ona
z innej materii
odrętwiały kark
wywołuje lęk że anioł zada pytanie
na które nigdy nie będę mógł odpowiedzieć