zmęczony usiadł starzec
pod żywym kamieniem
ogarnął go cień wielkiego dębu
spojrzał w górę
nad głową błękit na krawędzi cienia
lekko faluje powietrze
faluje jego broda
i myśl ostatnia
noc ma kolor Twojego ciała
noc jest kobietą
pachnącą pomarańczą
miękką i łagodną
noc jest echem bransoletki
na Twoim nadgarstku
odbijającym się od ścian
noc jest spełnieniem
jestem drzewem
widzę więcej niż wszyscy
sięgam słońca
i spinam brzegi morza
jestem mostem z kamieni żywych
wysoką topolą
po której wspinają się myśli
o Tobie
gdym śnił sen o piersi Twej powabnej
sen mój usiadł obok księżyca
zapomniał zapiąć koszuli
i krawat niedbale zawiązał
zjawiłaś się nagle
a wraz z Tobą
objawiły się niebieskie kryształy planet
odległych jak droga do Twoich ramion
posągi ulicznych latarń
wstęgi ulic
kopuły kościołów
katedry drzew
i żadne z nich nie namaluje obrazu
gdy polarna oświetla Twoją twarz