Zwierzę, które we mnie siedzi, zdycha –
Zdycha i łapczywie chwyta powietrze,
W konwulsjach przebiera łapami,
Rozdrapując stare, niezabliźnione rany.
Stało się – wypluło wnętrzności na zimną posadzkę.
To bydle cuchnie gorzej niż ja
Po powrocie z podróży po intelektualnych rynsztokach,
Bo te podmiejskie dawno się już przelały,
I zastąpiono je kanalizacją miejską.
Jednak zmuszam się do tego co konieczne:
Chwytam za kawałek jelita i przywiązuję mu do gardła,
Teraz wystarczy coś godnego, na czym można by to
Powiesić. Powiesić pewnie.
O, widzę – tamten krzyż będzie doskonały:
Ten, co na nim już wisi, dziwnym trafem ma moją twarz.
Krzyż podwieszam płasko pod sufitem, a na nim zwierzę.
Teraz mój Cień, co mieszka tam od jakiegoś czasu,
Będzie mógł się bawić nową marionetką,
Ja zaś będę kontemplował to, co zostało z jednego z tych
Bytów zamkniętych w piątym kącie mego mózgu.