dziadek był moim idolem powodem do dumy
(mimo tego że babcia - jak to żona - żartując nazywała go starym pierdołą) bo
żołnierz akowiec pseudo „miech” a po okupacji więzień
pobity i skopany przez współrodaków z ubecji (to samo ucho
w które uderzał obcasem gestapowiec poprawił mu
polskim ludowym butem
polak z bezpieki więc i słuch odtąd dziadek miał mocno
uszkodzony choć dopiero co został ojcem
i nie miał jeszcze skończonych
dwudziestu pięciu lat) spytałem pewnego dnia
ukochanego mojego bohatera dziadziuś a ilu niemców
i ilu zdrajców polskich i kanalii
które sprzedawały szwabom swoich i twoich sąsiadów
i tych polskich i żydowskich i innych
z różnym widzeniem świata o których opowiadałeś
zabiłeś na wojnie
dziadek się zachmurzył i zagryzł zęby
które mu jeszcze zostały
wyglądał tak jakby miał zaraz wybuchnąć
powiedział mi (po dłuższej
po o wiele za długiej chwili
która warczała coraz duszniej)
że chyba nie zrozumiałem niczego
z jego dotychczasowych opowieści
i z książek które dla mnie przynosił i nieraz z trudem
zdobywał (bym miał
coś wartościowego do czytania i do nauki
do nauki myślenia) podniósł się z krzesła i prawie zasłonił oczy
marszcząc o wiele za gęste brwi coraz mocniej coraz głośniej
chyba nawet hamował łkanie bo mówił
niepodobnym do swojego głosem że wojna
to nie igraszka zabawa i zawody
że to nie licytacja na statystyki i osiągnięcia
że wojna to nie jest gra w "kto więcej" że
choć i sumienie i zasady i konieczność
wiele rzeczy i czynów mogą potem usprawiedliwić (albo pomóc
wrócić do życia głowie - nieco ją tylko uspokajając) to jednak
zawsze zabicie jest zabiciem
zawsze śmierć śmiercią i kawałki rozszarpanych zwłok
nadal są ludzkie
niezależnie od narodowości i poglądów i czynów
wcześniejszych
miałem trochę ponad dziesięć lat świat był dla mnie otwarty
choć śmierdział w około stan wojenny i puste półki kpiły
(a wiele potrzebnych rzeczy i towarów zdobywano
dla nas - dzieci -
ze źródeł praktycznie zupełnie nam wtedy nie-znanych
i nie-wiadomych) dziadek urwał się
w pół-głosie w pół-słowie zamknął mnie
w nawiasie zmęczonych ramion
zamknął sobą w nawias podwójny i wydyszał synku
areczku nigdy ale to nigdy niech cię nie spotka
taki dylemat taka sytuacja taka pamięć tamten strach
tamta nienawiść
tamto skurwysyńskie bycie tamta podejrzliwość i tamta nieufność
i tamto wszystko na co słów brakuje
o czym może lepiej już nic
już nic więcej
jeśli wnioski mają prowadzić do tego tylko
że czas wojny
to czas przygody
i dobrej zabawy
to może lepiej już o tym nic
już nic więcej
tego dnia przestała mnie cieszyć zabawa żołnierzykami
mimo że koledzy z podwórka śmiali się ze mnie
gdy już nie chciałem być jak wcześniej
jednym z czterech pancernych
albo choćby tylko
szarikiem
nie pojmował mnie mój ojciec który myślał głośno i kpił
że może coś jest niezdrowego z tą moją chłopięcością
skoro nagle przestały mnie kręcić normalne chłopackie zwyczaje
wiem że rozumiał mnie tylko dziadek choć nigdy
tego mi nie powiedział bo nigdy
nie wróciliśmy do tematu
(dzisiaj po wy-literowaniiu tego wspomnienia zaczepiła mnie na ulicy
rówieśniczka dziadka - ciągle pełna werwy - mimo tego że przekroczyła
dawno dziewiąty krzyżyk - i zawołała
aruś? normalnie jesteś jak twój dziadek- wieczny mu odpoczynek- jak stach
wyglądasz - tylko włosy dłuższe) (zamknąłem się grzecznościowym uśmiechem
w prywatny nawias bo nie wiem
czy tylko wyglądam czy trochę jestem i naprawdę wolę nie mieć
praktycznych potwierdzeń czkawką z historii która lubi się po-pieprzyć
po-wtarzalnie i po-tarzać i udawać epilepsję po łebkach pod włos
by udowodnić skołtunione znaczenie i wymowę tu-terazu )
(może lepiej już o tym nic
już nic więcej) (Boże - patrz! - dla Ciebie użyłem dużej litery
dlatego proszę
jeśli ma jednak coś być Już
to niech się spełni tylko Tamto
życzenie Dziadka i ewentualnie ja
niech będę jedynie wnukiem Stachowym jak jestem nie-kopią
i po prostu nadal zwykłym
starym pierdołą) (który dotąd nie zamierza być
choćby tylko Szarikiem) (niestety znam moje hieny
szakale i bezdomne kundle
uwięzione w podgardlu
i niedożywione) (może lepiej już o tym nic
już nic więcej)