Pani Stefanii i cioci Filomenie
We Lwowie wytrzeźwiałem.
Lecz powstał problem Kseni, bo jakoś się nie spodobała
Pani Stefanii, mojej lwowskiej gospodyni.
Przyznaję, że chętnie poddałem się presji tej sceny
i szybko odwiozłem Ksenię na Winniki do jej rodziny.
Nie będę opisywał tragedii rozstania ale przyznam ,że nie czułem się winny..
Przeciwnie, nawet radośnie uwolniony od nadmiaru egzaltacji i słów bez pokrycia.
Czasem pozbycie się kobiety sprawia taką ulgę
jak haust powietrza po wodnej topieli.
Z zadupia Winnik Czarną Wołgą uszedłem.
A już po kwadransie na lwowskim prospekcie
pod pomnikiem, три бляді recytowały mi Szewczenkę!
Jakże łatwo zapamiętać słowa gdy ma się jednego Poetę!
Więc stawiałem im wódkę dla zachęty one zaś solennie
raczyły mnie życiorysami - w prozie. Lecz proza życia niestety..
bardziej bywa powikłana niż słowa poety.
Zniknąłem po angielsku udając, że idę po kolejną flaszkę
bo poczułem, że los już mnie wzywa abym spotkał Daniła
szewca (nazwałem go Dratewką), mojego lwowskiego „giuda”.
Bo w każdej knajpie na świecie zawsze ktoś się do nas uśmiechnie
i przysiądzie, choć niekoniecznie od razu spełnia to nasze intencje.
Zatem co do meritum programu wieczora mieliśmy odmienne koncepcje.
On pragnął bachanalii, wszystkiego co kobiece.. Ja odwrotnie
chciałem ciepła tej wrześniowej nocy, resentymentalnie wędrując po mieście .
Księżyc zdecydowanie sprzyjał, świecąc pełnią po historią szlifowanych lwowskich brukach.
Pomyślałem zatem, że jednak się uda . Przecież jakoś można połączyć dwa odmienne plany!
Wskazałem zatem cel - dworzec kolejowy, gdzie jak obiecuje szum medialny
przeważnie stacjonują nadzwyczajnie wolnych obyczajów damy.
Nie był przekonany lecz od czego retoryka? Na początek drogi, zaraz za Operą
prosto na Wysoki Zamek, gdzie onegdaj w przykrótkich porciętach
Stasio Lem pomykał nim gwiazd i sepulek jął się tykać.
Szewc Dratewka coś tam tam czytał ale teraz potrzebował piwa.
A we Lwowie co krok, w każdym domu na parterze, całonocny wyszynk bywa.
Napoiłem szybko szewca (sobie także nie żałując), aż radośnie się zakiwał na ulicy Chmielnickiego..
Więc trafiła się okazja aby mu to wyznać szczerze, że ten też za kołnierz nie wylewał
zwłaszcza gdy w rozterkach serca bywał. A los płatał mu szykany, zwłaszcza wobec pewnej damy
co mu dała i zabrała w poniewierce - swoje ciało i swe serce..
Oczywiście, to była Helena. A świat poprzez to imię już się nieraz sponiewierał..
Szczerze mówiąc Bohdana także w końcu wzięła cholera, gdyż Helena rozdawała
(gdy Bohdana nie widziała) innym - serce swe i swoje ciało .
I skończyła, choć nie chciała - tracąc ciało!
Tak mówiłem w przerwie piwa do Dratewki – ty uważaj druhu mój serdeczny
gdyż nad łóżkiem każdej (zwłaszcza już zamężnej) damy - Damoklesa miecz jest uwiązany
który tylko sprytnie czeka na ich chuci życzliwego człeka..
Szewc mnie słuchał otwartymi oczami ale nic nie skonfundowany się zarzekał
że da sobie radę zawsze z dziewczynami - byle te mu wyszły na spotkanie..
Zatem chcąc go uświadomić w sednie rzeczy poprowadziłem go przez ulicę Mazepy.
Ten też dumnie mówił, że zawsze sobie z każdą wybranką poradzi.
Lecz nie myślał o ich mężach.. i na koniec niejeden kolec w słabość mu się wraził
gdy goły na koniu (przez męża kochanki uwiązany) poprzez ostre chaszcze musiał pomykać..
(ponoć później przez czas długi żadnej damy nie miał czym dotykać
i płakał z tego srodze, stąd na płaczka poszło określenie - mazepa).
Jakże śmiał się z tego Jan Chryzostom Pasek ( a smucili Byron i Słowacki)
(Mazepa z Janem Kazimierzem w dobrej komitywie w spółkę
na przemian zgodnie brali niejedna młódkę - lecz z francy skutkiem)
To zrobiło na moim szewcu Dratewce pewne wrażenie lecz ani myślał dbać o przyrodzenie.
Przyspieszyć chciał wędrówkę ku dam raju, bezwzględnie przeze mnie obiecanych.
Więc drogę skracając - Warszawską przecięliśmy Szewczenki
i na koniec w bruk prospektu dworca weszliśmy ku szczęściu Dratewki.
Lecz ta radość nie trwała długo, bo o czwartej nad ranem
nie zastaliśmy już na dworcu żadnej, chętnej na seks damy.
Na nic zdały się moje słowa pocieszenia, że tu piękno arkad i rzeźby
i słuszne attyki koją serce wędrowca, że rozkoszą secesji tu w pełni winien się cieszyć
bo podobną - tylko nieco dworzec we Wrocławiu i w Paryżu niesie..
Lecz żaden argument stylu tej formy nie miał dla szewca takiego znaczenia
jak bezwzględnie pożądana bryła ciała kobiecego..
Nagle zaczął mi słabnąć w oczach i o powrót błagać
gdyż rad był już samotnie wypłakać trudy daremnej wędrówki.
Nad utraconą wizją rozkoszy topiąc łzy w szklance wódki..
Bałem się, że trzeba go będzie nosić!
Lecz utraciłem go szczęśliwie już po trzech ulicach (omijając Bandery).
Zasłabł na Listopadowego Czynu.
Błagał już tylko o prostą ławeczkę i ostatnie piwo..
Spełniłem to życzenie i ułożywszy do snu przy piaskownicy w parku
pod opiekę katedry św. Jury, pożegnałem grzecznie..
Rzucając ostatnie spojrzenie. Szewc buty miał zdarte - ostatecznie..
A mnie w domu czekała dobra Pani Stefania.
I żadnych wymówek na zbyt późną porę i łóżko świeżo pościelone ..
Kiedy się obudziłem, jedyny dostałem do łóżka kawę i śniadanie
co wzbudziło zrozumiałą zawiść mych wyspanych kompanów.
Pożegnaliśmy Panią Stefanię i ruszyliśmy w drogę .
Pod hotelem Merkury robiąc mały przystanek
gdzie nomen omen – nagle i niespodziewanie
Ksenia, rozpościerając ramiona radośnie wyszła mi na spotkanie..
Bo w każdej knajpie na świecie zawsze ktoś się do nas uśmiechnie
gdyż nad łóżkiem każdej (zwłaszcza już zamężnej) damy - Damoklesa miecz jest uwiązany
omijając Bandery
Świetna opowiastka....