wyobraź sobie dwieście rzędów
po tysiąc pustych krzeseł
nie zasiądą na nich
mierzeni hałdami popiołów mieszkańcy Woli
będą wolne od zagruzowanych na Starym Mieście
nie zajmą ich zgwałcone i zabite na Zieleniaku
nie dotrą kanałami z Mokotowa i Żoliborza
ani Powiśla czy Czerniakowa
zostaną w bezimiennych grobach
przyjdzie garstka zgarbionych
wygładzając zmarszczki wzruszeniem
jak fałdy wspomnień na wyblakłych opaskach
banda głupców z racami w rękach
zatańczy na cmentarzu chocholi taniec
chce umierać stojąc choć nic im nie grozi
niż żyć na kolanach i się z nich podnieść
gdy modlitwa wybrzmi
moja Warszawa odeszła z płomieniem zniczy
zamieniając ciszę i smutek w ryk klaksonów
ciszę i smutek zamieniając w ryk klaksonów
Jacom trochę mi to powyższe zgrzyta. Wiem co chciałeś powiedzieć, ale z takiej konstrukcji wynika że to twoja Warszawa zmieniła ciszę i smutek w ryk klaksonów.
Czy nie bardziej oddałoby twoją myśl takie zakończenie:
moja Warszawa odeszła z płomieniem zniczy
Kiedy ciszę i smutek zmieniono w ryk klaksonów
Generalnie trafne spostrzeżenia i smutna prawdziwa puenta