sen o zbawieniu

Yaro

idziesz polną drogą

chowasz po kieszeniach drobne

w sercu jedno marzenie

 

blada twarz skrywa

wiele prawd

na wytłumaczenie niemoralnych żądz

cichy syk  nocą

 jelenie zlizują z pleców pasożytów strawę

 

wyciągasz nóż obierasz jabłko ze skórki 

ognisko płonie na sercu lżej

ciągle bliżej gwiazd

 

jestem o krok

 dalej  od zbawienie

 

zapłonę twarzą w błocie

witasz mnie bez słów 

 

na miedzy nasze dłonie

pomiędzy nami płonie ogień złej woli

kogo jest

kogo był ten czas 

okłamali nas 

 

jestem blisko dalej do zbawienia 

anioły prowadzą droga na zakrętach

 

sen o zbawieniu krwi jednak za mało 

w bieli jedynie rano gdy mgły wstają 

Yaro
Yaro
Wiersz · 7 sierpnia 2017
anonim