z wielkiej obfitości traw i chwastów
nieśmiało wyłaniają się ułomki macew
porosty otuliły je czule chroniąc resztki słów choć
nikt już nie odróżni tewet od szewat ani nisan od sivan
czas zjednał nawet lata według skróconej rachuby
przestały drażnić wieczność doraźnością
rozpadły się na kawałki kamienne menory
i gwiazdy Dawida nawet lwy czy jednorożce
czasami kanciasty odłamek powraca nie do
swojej macewy jakby ta cudza głośniej błagała
o ciepło piastującej pamięć dłoni
może mężczyzna młody, ale sprawiedliwy miał
więcej zasług niż niewiasta szanowana i zacna
kamyki wygładzone przez nurt tak nieliczne
jak ci którym dane było przeżyć
jaszczurki mają się jeszcze gdzie wygrzewać
odtwarzają z pietyzmem wybrane z hebrajskich liter
chociaż prawie nikt już ich nie czyta
a ważki o witrażowych skrzydłach przysiadają
by przesiewać światło na to co pozostało