świat pozbywa się wszystkich
mądrych i głupich
szarych i kolorowych
wesołych i smutnych
znikają tak naturalnie
że aż nie do pojęcia
a jednak prosto
szmer szmer szmer
szur szur szur i już
już mniej lżej
tuż obok pod obłokiem
w jesiennym słońcu
gdzie jej skóra szkli się
od jakiegoś teraz
gdzie ona szklana
klepsydrzana
odmierzana
ale jeszcze jest
unerwionym potrzaskiem
tak tak potrzaskiem unerwionym jest
bo wszystko miękkie koniecznie musi
boleć bardzo bardzo powolutku
musi odchodzić od jej kosteczek
wtedy i ona moknąć i schnąć musi
by sypać się sypać
prawdziwie
na amen
teraz oczy ma oprawione w kryształki soli
teraz arterie tłoczą opiłki stali i aluminium
teraz kłębuszki rodzą jasne cytryniany
będzie senna słaba blada coraz bielsza
wszak już już już rozdrobnić się ma
i piaskiem i ciurkiem i przez palce
przepadać tylko skutecznie
już nie trzymać się już nie zatrzymać
już
jest jej niewyraźnie
osobno
lękliwie
w kątku bez żywego ducha
próbuje szeptać do ziemi:
matko kochana
nie bądź taka zachłanna
na puch
na ziarninę
na piach
na proch
nadal nie chce wtulić się
w żyzną matkę nie chce
boże jaka uparta jaka oparta
nawet o to co wątpliwe
i czuje
i łzawi
i na szczęście nie płacze
za światem który tak prosto
pozbywa się wszystkich
mądrych i głupich
szarych i kolorowych
wesołych i smutnych
2017-08-29