Geneza

bogna

 

Ty, żmijo, ochędoż mój bałagan.
A ty, orle poprowadź z powrotem w górę.
Wiedza mnie zatruła, moja dusza
kuleje w iluzji kompletności
o istnieniu, dochodzę do światła.

 

Związuję mój cień, 
przybijam
do cielesnego wizerunku
pijana 
i rozkojarzona.

 

To musi być prawda!
Spójrz — jak jaśnieje, pulsuje,
łagodzi ból.


Nie martw się tym, obiecuję nawrócić się 
do śmiertelnej wiedzy.

Dojść do kompletnego
finału. Uwolnię
siebie z palącego światła,
olśniewającego ostrza korozyjnych prawd.
Okrytych w nietrwałość i transcendencję.

 

Hej, ty tam, przyjmij na Boga
jakąś formę.

bogna
bogna
Wiersz · 5 listopada 2017
anonim