Ty, żmijo, ochędoż mój bałagan.
A ty, orle poprowadź z powrotem w górę.
Wiedza mnie zatruła, moja dusza
kuleje w iluzji kompletności
o istnieniu, dochodzę do światła.
Związuję mój cień,
przybijam
do cielesnego wizerunku
pijana
i rozkojarzona.
To musi być prawda!
Spójrz — jak jaśnieje, pulsuje,
łagodzi ból.
Nie martw się tym, obiecuję nawrócić się
do śmiertelnej wiedzy.
Dojść do kompletnego
finału. Uwolnię
siebie z palącego światła,
olśniewającego ostrza korozyjnych prawd.
Okrytych w nietrwałość i transcendencję.
Hej, ty tam, przyjmij na Boga
jakąś formę.