przestrzeń latem

Yaro

odchodzi za ciasne miejsce
mała wieś wyjeżdża do miasta
praca kariera
Stefan wygląda czeka


wylewny obgryzł paznokcie
u palców i stóp

nie pisze nie dzwoni
ktoś inny leży obok  jej  kości

sprzedana za parę groszy
mogło być  pięknie inaczej
płoszyć dzikie bojaźliwe gołębie
nocą zliczać gwiazdy nasłuchiwać żaby
ubierać chińska lalkę  zamiast choinki
palić świece puszczać wianki w noc Kupały

teraz

samotność układa sny do snu


przy stole cisza czarna herbata 
kadzidełka żar i popiół
zapach Indii okolice Delhi
zielone łąki ty i ja 
jednak czegoś brak
brak  słów uśmiechów

dłoń w mojej dłoni 


czekam wyrywam nerwy 
nic nie ugasi pożaru
 serce płonie

spalam się
 eksploduję

Yaro
Yaro
Wiersz · 5 grudnia 2017
anonim