O, polanowskie wzgórza niepojęte,
nienadszarpnięte zębem durnych czasów
kiedy się ścina wszystko co jest święte.
O, nieprzebrane z grzybów barwy lasu,
niewydeptane ścieżki po jeleniach,
niewyleżane polany atłasu.
Jeśli was czasem na inne zamieniam
nie płaczcie, przecież taka bywa miłość,
że przez tęsknotę kochanków docenia.
Gdyby się jednak nam kiedyś skończyło,
późną jesienią lub we wczesnym maju,
powrócę zawsze bo jak by to było;
Żeby zapomnieć tańce na ruczaju?
Żeby nie wrócić po śmierci do raju...