Dla Dorothei, Donaty , Deotymei, Decathloni i Decymei
Ona uwiodła mnie
tym lśnieniem intelektu
co czyni nam łaskę pojmowania rzeczy
bez ornamentyki zbędnych słów
i zawiłej retoryki.
Pomiędzy jej wymownym milczeniem
a burzą nocnej namiętności
uczyłem się od niej pilnie
jak wiele powiedzieć można
wskazując jedynie miejsca
pożądanych pieszczot.
Aż stała się odtąd jedyną kobietą
z którą spór wieść chcę
o kształt wiersza o niej.
Choć cenzurując godziny rozkoszy.
zmusza mnie do ciągłego
poszukiwania metafor
(w labiryncie chytrych porównań) -
tak gdzieś pomiędzy błaganiem o litość
a drżeniem w mych dłoniach..
To w moim niebie przekory
jest tym jedynym aniołem stróżem
co zawsze przy mnie
w nieustannych zwrotach pożądania.
Więc tocząc z nią radośnie
nieustannie waginalne boje
o prymat zasady św. Hymenu
(z małą przerwą na Sofoklesa)
takiego właśnie pragnę życia zakończenia.
Aby zamknęła ruchem garści te wszystkie wspomnienia.
Długiego marszu niespełnionych pragnień
wśród rudymentów i zgliszcz namiętności
co nigdy nie doczekały pełnego spełnienia
Dlatego dla niej nieustannym żarem wzruszenia
to szczególne auto da fé demonstruję
z przesłaniem
że warto długo, długo czekać
aby spotkać tak wyjątkową kobietę
przy której serce już na zawsze się zatrzymuje.