stoi bałwan w zasięgu bo zima
tak kaprysi czy może tak trzyma
po zadymce i kilku zawiejach
jest ten bałwan podwórko i breja
i doprawdy to rzecz niesłychana
zimne draństwo na oczach Bogdana
wielkie to to kulane w nadziei
że mróz z wodą sensownie coś sklei
zima mogła go gdzie bądź postawić
tam by topniał po cichu dla sprawy
spuszczał wody i z tonu powoli
tak jak bałwan gdy sprawdza się w roli
a ten nie bo wtoczon do centrum
sprawowaniem się zajął z urzędu
kosz koroną a berło z drapaka
ptaki pierzchły i kocur zapłakał
wczoraj wieczór bielutko i ślicznie
Bogdan dumał a księżyc lirycznie
misą zwisał nad rynną z soplami
bez przyjęcia się miejscem z akcjami
rano potwór śniegowy przy szybie
z głupia frant jednak widać że dybie
na długopis szufladę zapiski
zanim kra krę już będzie po wszystkim
po łazience poezja się kręci
nieświadoma co tutaj się święci
czesze fraszki sonecik pudruje
maszkar zoczy ją w lody zakuje
won na biegun uśmieszku buraczy
ani waż się na puenty popatrzeć
mojać ona bo w mojej pidżamie
ty zmarzlino! ty toczniu! ty chamie!
nie pozwolił zasłonił pochował
nikt nie będzie poezji całował
nikt nie będzie świdrując węgłami
szron w nią sypał i piersi jej ranił
idź paskudo świrować przy kuble
sanki liczyć miotliskiem gnać wróble
w muzę z weną nie wgapiaj się czasem
bo cię nie stać na formę i klasę
stoi bałwan w zasięgu bo zima
stoi Bogdan przy oknie i trzyma
ciężki muszkiet nabity patronem
a podwórko jest dobrze strzeżone