rozdęte chrapy
atakuje zbyt gęste powietrze
wiatr bezlitośnie szarpie włosie
płomienieje każdy mięsień szaleńczo uwikłany w ruch
piana toczy się z całego kłębu
kopyta sypią kępy traw zamiast iskier
jedyny dowód że dotyka ziemi
ciało znalazło jakieś prądy znane albatrosom
mknie niczym porwany przez wichurę
latawiec niepomny na grawitację
zamykam oczy chcę to widzieć w zwolnieniu
z rytmicznym falowaniem grzywy dopieszczaniem kroków
z harmonijną wibracją idącą od szyi po ogon
samo piękno jakby jednorożec przypiął skrzydła
boska sylwetka zawłaszcza kadr za kadrem
ostatnia prosta
dżokej brutalnie wali batem
w misternie ozdobiony gwiazdkami zad
która to już
wygrana
Styk daleko idącego wydobycia piękna powiązanego z realiami.
Nigdy się nie zachwycam piramidami, znam ich koszt.
Twój przekaz kupuję.
Jednorożec nie trafia na rzeź.
Póki co.