idąc wieczornym chłodem
w parku spotkał mnie blask
nabrzmiała mina wesołe spojrzenie
dotyk łyk wina piękna to dziewczyna
to nie chemia to miłości wiklina
do kosza wyrzuciłem wszytko co mnie
omotało wszystkie smutki niezałatwione sprawy
życie stało się proste w sercu zakwitło to co gniło
zrozumiałem że życie w parku się zaczyna
wspiąłem się dotykając szczytu
poukładałem w szufladzie wiersze
na lepsze i mniej oczywiste
wskazałaś drogę którą wędrujemy
w wyobraźni słowa wszystko tak jasne
nie kroczę piaskiem ni słomą zgniłą
idziemy ciepłem i gdy zima