Cisza i hałas
Niby różne
A jednak takie same
Obie posiadają te truciznę
Truciznę która wyniszcza ich od środka
Zaczyna się niewinnie
Cicha spokojna rozmowa
Która z minuty na minutę przybiera
na decybelach
Niby tylko podniesiony ton a
jednak przybiera na sile
zamienia się w krzyk
Raz dwa trzy słychać jak ciężka masywna
ręka z impetem uderza o duży solidny stół
Cztery pięć sześć słychać jak
wszystkie książki lądują na ziemi
Siedem osiem dziewięć po drogocennej
porcelanie babci już nie wiele zostało
I nagle cisza
Słychać tylko tykanie zegara
Chociaż i ono wydaje się stłumione
poprzez zagęszczającą się atmosferę
Wymiana spojrzeń ukradkowe zerknięcie
na zaistniałe szkody
Myśli kłębiące się nieubłaganie
Chęć zmiecenia wszystkiego pod dywan
Jest tak kuszącym rozwiązaniem
- wersyfikacja do bani
- odchudzić z zapchajdziur
- zedytować, żeby pozbyć się tabeli