w akwarium coraz ciemniej

Mi Lo

 


 


ucinam poranny szloch. na pamiątkę pozostaje zdrętwiała ręka i strużka 


w kąciku ust. w polu widzenia pojawia się kwadrans do ósmej. 


od tego momentu może być już tylko prędzej. być może. 


obudzenie się z bezradnym sercem w martwej ciepłocie legowiska 


staje w opozycji do byle dojechać lub nikogo poza sobą nie zabić. 


ludyczność "jak sobie pościelisz" dotyka bladej niepewności świtu. 


przytwierdzona niedbale hufnalami do obolałej głowy 


nie zrobi kariery nawet w sieci.


 
 


każda wiadomość, to powiew świeżości lub niepokój 


czający się za zwykłym: dodaj mnie do swoich 


znajomych. niby dlaczego? już raczej nie przyjmuję. 


przyczajony w cieniu półgłówków, reżimowych wizji, 


nagłówków nie do ogarnięcia i systemowych komunikatów. 


przesiewam informacje. nie chce mi się nawet wzdychać, 


że kiedyś było lepiej.  


NIE BYŁO. 


jeśli już, to może prościej lub wręcz prostacko. 


sprawdź sam. niewiele tego "lepieja" oferują 


w regionalnych muzeach. mniej więcej tyle, 


co szlachetnej whiskey w osiedlowych sklepikach. 


sprawdźmy razem na zapleczu, czy są 


jakieś szybsze promocje. 


 

Mi Lo
Mi Lo
Wiersz · 12 lutego 2018