pędzą myśli w głowie
na niebie jasne obłoki
z dachu stodoły
gołębie
spłoszył
jastrząb
nadchodzą dni spokoju pełnych leni
idziemy świtem po łące
zrywam tą zieleń co się rosą srebrną mieni
gasną gwiazdy młode słońce przysłania kontur nocy
zaniedbani nieuczesani wiatr nas ugłaskał
koń po trawie galopuje parska
grzywa końska jak apaszka owijała w kłębie wałacha
nad pastwiskiem mgła opada jak emocje
do chaty wracam zarośnięty brodaty
ojciec wymyśli robotę bym nie myślał o niej
co świat ozłaca wydziera uczucia prosto z serca
nie mogąc jej zadowolić uchylić nieba skrawku
jastrząb mógł spłoszyć gołębie z dachu stodoły
po drugie
z rana mgła się podnosi
przynajmniej u nas na wsi tak było
pozdrawiam