jest we mnie łagodność piekła
plującego lawą
z wściekłością rzucającego swój żar
jest we mnie łagodność zachodzącego dnia
kiedy słońce krwią okrywa ziemię
a ogniem pieści drzewa
jest wreszcie we mnie ta łagodność świtu
kiedy palące ramię wyciągam spod twojej głowy
i bosa spoglądam w oczy świata
nieśmiałą nagością głosząc strach