zżyłem się miastem tysiąca jezior
egzystencja rodzinną rentą
mamy tu zwyczaj posiadania zasiłków
nie wszystkim wystarcza treściwych posiłków
jak wszędzie praca mocno nie punktuje
dookoła społeczeństwo knuje
zielona kraina również narażona
nami skażona
wszechobecność chorób biegiem w jedną stronę
krótki dystans wspomnienia którymi się zasłonię
niektórym znajomym zapalę je raz do roku
ciężko stać wobec delikatności z boku
to tutaj pisarze i kierowcy są czerwoni
czekają w korkach czy będą zdolni
przygotować się na lepsze jutro
wyrzucić z dłoni frustracji dłuto
z pogodą na klęczkach grzeszymy
zimą za pan brat stoimy
lecz gdy wszyscy Ci co na nas plują
w lecie się zwyczajnie odnajdują