Pocztówka z planety B-612
Tkwią na małych planetkach
rozrzuceni wśród ludzi i gwiazd
Mali książęta
Opatuleni lisimi futrami
Zmęczeni szukaniem przyjaciół
Nie warto - stwierdzili, dorastając
Za duzi na płaszczyk szaliczek i mrzonki (marzenia)
Nigdy nie znaleźli swych Róż
A palce mają podarte cierniami
Sztucznych, pachnących plastikiem
i pięknych
Nigdy nie więdnących, więc lepszych
Jakby ukłucie było substytutem miłości
A krew mogła być zapłatą
Mali książęta
Trwają we własnych pudełkach
Oplątani sadzonkami baobabu
I każdy pijak i bankier i król
Narodził się księciem
Zbyt małym, by żyć
I tylko żmija zawsze była żmiją,
Jedną i tą sama dla każdego z nich
Taki tam debiucik.
"Mali książęta" zbyt dosłownie... użyłbym metafory, synonimu, innego środka
- i nazbyt rozstrzelone wersy