Własną historie każdy sam pisze
Nikt nam w tym nie pomoże
Na skraju szaleństwa już wiszę
Uciekam na myśli bezdroże
Wsłuchuję się w bezkresną ciszę
Modlę się sam w pokorze
To mój azyl.... moje zacisze
Każdy ma wady i zalety
Ktoś jest skromny i wesoły
Drugi chamski z ciałem atlety
Jedni pilnie chodzą do szkoły
Inni w tym czasie chodzą na balety
Każdy jest różny i ma swe ideały
Swoich idoli dla których kupują bilety
Lecz ja nigdy nie byłem taki jak inni
Ludzie ode mnie uczyć się powinni
Kochać tak jak ja potrafili nieliczni
Teraz ludzie są anarchiczni
Dostałem szanse spróbować
Serce swe dla niej ofiarować
Życie bez niej pochować
I nowego świata skosztować
Było to jak niebiański sen
Czułem się jak bym wygrał życie
Jej uśmiech umilał mi każdy dzień
A jej oczy budziły o świcie
Wieczorem nim nastał wszechobecny cień
W łóżku przyspieszało serca bicie
I tak cudownie dni mijały
Miesiące leciały
Dwa lata minęły
Do momentu aż problemy nastały
Ze wszystkich sił próbowałem
Ratować wszystko co dzięki niej miałem
Nocami samotnie w łóżku płakałem
Potem żałowałem że ją poznałem
Choć dzięki niej zrozumiałem
Jakie szczęście posiadałem
I jakie stracić zdołałem
Nigdy nie zrozumiałem
Dlaczego inaczej postąpić nie umiałem
Dlaczego zranić ją chciałem
Przecież tak bardzo ją kochałem
Teraz prawdę ujrzałem
I choć w mroku ją skrywano
Że wcale kochać nie umiałem
Przynajmniej tak mi było wmawiano
Upadłem w szaleńczej gorączce
Znowu przez cienie na mej drodze
Udaje się i non stop błądzę
W myślach mych scenariuszy tysiące
Tak jak zło w cieniu kroczące
Wiernie i cierpliwie czychające
Na twe serce cierpiące
Na ciało konające
Na oczy płaczące
Pochłania nerwy ze stali
Niszczy tych co nie słuchali
Gniew zła poznali
By na innych go przelewali
By ludzie dobra nie szanowali
Namiastkę mocy zła już poznałem
Choc tak bardzo się przed nim chowałem
Sam nie zauważyłem kim się stałem
Potworem co w mroku mija się z światłem
Uczucie którym tak hojnie ludzi darzyłem
Teraz na trochę o nim zapomniałem
Gdzieś na końcu serca je schowałem
A mrokiem komory wypełniałem
Teraz przez to jestem sam
Choć tak bardzo kochałem
Wiem że rady sam nie dam
Bo wszystko straciłem
Przez lata myślałem że mam dar
Bo w sumie go miałem
Zgubił się jak moralności zegar
O którym zapomniałem
To zażaleń moich wysyp i stek bzdur
Próbuje się ogarnąć i wznieść ponad mur
W głębokim dołku nie gra ludzi chór
Lecz samotności cichy nurt
Pisze te wiersze bo tylko tyle potrafię
Czuje że z tego dołka kiedyś się wydrapię
Może to jest droga po stromej skarpie
Droga której nie pilnują gniewu harpie
Ścieżka na której pięty swe podrapie
Może dzięki temu odnajdę szczęście
Albo pogrąże się doszczętnie
Tylko los wie co mnie spotka
Pisał dla was wilk
Nie jakaś tam
Płotka....
Masz potencjał, ale powinieneś pracować nad warsztatem, zwłaszcza nad ekonomią słowa. Czy masz kogoś, kto podpowiedziałby Ci, jak to robić? Naprawdę przydałby Ci się ktoś taki.
Pozdrawiam:)