Z jamy wyszły anioły.
Pięknie śpiewały a ich skrzydła błyszczały jak złoto.
Byłem zdziwiony i zachwycony.
Z czeluści unosił się narkotyczny zapach, przypominający miód i akacje.
Znęcony wszedłem do niej wraz z aniołami.
Z jamy dobiegały życzenia i komplementy.
Gdy byłem już w niej, dobre słowa zmieniły się powoli w groźby i przekleństwa,
a miły zapach w odór przykry jak zgniłe jajka.
Gdy anioły przemieniły się w jadowite węże, rzuciłem się do ucieczki.
Potykałem się o kłody i kamienie, na ziemi było grząskie błoto.
„Gadziny” syczały i groźnie patrzyły.
Sam nie wiem jakim cudem ocalałem.